99% znanych mi kobiet jest na permanentnej diecie. Wieczne odchudzanie w pogoni za wyśrubowanymi przez kolorowe magazyny standardami, bądź zwykła zawiść wobec koleżanki, na widok której faceci odwracają głowy. Nieważne, co je napędza, ważne, że non-stop gonią za tą wymarzoną figurą, choć w zasadzie nie powinienem pisać gonią – bo większość z nich zamiast wyjść i faktycznie gonić, woli siedzieć na dupie i się głodzić.
Niechęć kobiet wobec ruchu podyktowana jest obawą o to, jak będą wyglądały. Większość boi się, że makijaż im spłynie, zaś te, które sie nie boją hamuje strach przed tym, że (tu pozwolę sobie na cytat) zjaram buraka, spocę się i zasapię świnia. Innymi słowy nie wyjdą poprawić swój wygląd w obawie, że… będą źle wyglądały.
Cudowne błędne koło 🙂
W czasach, gdy chodziłem na siłownię, było to mocno zmaskulinizowane miejsce. Podział był jasny, acz nieformalny – w jednej sali panie cykają step aerobik, w drugiej panowie pompują bica. Jeśli któraś z pań odważyła się pójść na ciężary musiała liczyć się ze spojrzeniami facetów, którzy albo taksowali jej tyłek, albo z uśmiechem kwitowali używane przez nią ciężary. Te, które się odważały, przychodziły albo na podryw, dać się poadorować i skupić uwagę reszty sali, albo były to przypakowane zawodniczki, do których nikt się nie odzywał bo można było w pysk zarobić.
Przypakowanie to główny straszak na kobiety. Nie wiedzieć czemu wydaje się im, że jak w styczniu pójdą na siłownię to w czerwcu będą przypominać enerdowskie pływaczki. Ktokolwiek próbował złapać masy ten wie, że to nie dzieje się w ciągu miesiąca, czy dwóch. Jeśli ktoś nie wali sterydów i nie wciąga gainera na hałdy, złapanie masy jest procesem rozłożonym na lata. LATA. Tym, co się zmieni od ćwiczeń będzie definicja ciała, jego wyrzeźbienie, skondensowanie i ujędrnienie. Plecy enerdowskiej pływaczki, czy bicepsy internetowych potworów można spokojnie między bajki włożyć.
Kobieta, która nie boi się sportu i tak podchodzi do niego jak pies do jeża. Joga, bieganie, zumba czy inne TBC – wszystko to są aktywności bezpieczne. Joga – bo spokojna i człowiek za bardzo się nie zmacha, bieganie – bo spali tłuszczyk, da zgrabniejsze nogi i (co ważne) można je uprawiać po ciemku, gdy nikt nie widzi (prawie jak seks po bożemu) zumba, czy inne fiku-miku – bo w damskiej grupie i żaden facet nie widzi, jak sapie, dyszy i dmucha. Borze uchowaj od siłowni, kettli, czy innych ciężarów – przecież ona nie chce być silna, tylko piękna. Silne to niech będą matki-Polki albo inne enerdowskie pływaczki. Ona chce być kobieca – więc żelastwo kysz, a sio!
Babki uprawiające CrossFit to jakby inna rasa, inny gatunek kobiety. Rzucające sztangami, machające kettlami, spocone, złachane, zwinięte w kłębek na podłodze, ledwie łapiące oddech… Czy może być coś bardziej na przekór lansowanym wzorcom kobiecości? Czy można być bardziej niekobiecą – ktoś zapyta.
Nie odpowiem, bo nie rozumiem tego pytania.
Dla mnie babki z CrossFitu są dużo fajniejsze od wysztafirowanych lalek z modnych klubów. Pomijając oczywisty fakt, że ćwiczenia czynią je zgrabniejszymi, milszymi dla oka, widzę w nich coś, co imponuje mi bez względu na płeć – fajtera. Nie babochłopa, który za krzywe spojrzenie wypali z liścia w mazak, ale kogoś, kto ma pasję i oddaje się jej bez reszty. Kto wie, że stosowanie eyelinera z rana nie ma wielkiego sensu – bo po trzeciej rundzie i tak niewiele z niego zostanie. Kto ma w dupie, czy mokre włosy oblepiają policzki i czy twarz ma kolor ćwikły, bo liczy się kolejne powtórzenie i ukończenie z jak najlepszym wynikiem.
Jeśli na CF pojawi sie babka, zazwyczaj jest mocno zdeterminowana – i to widać, widać jak jasna cholera. Nie trenuje by się poruszać, tylko zapierdziela jak nakręcony samochodzik. Daje z siebie w opór, bo nie znalazła się tu przypadkiem. Przyszła po konkrety i pracuje na nie.
Jest to jedna z tych cech, które szanuję i podziwiam.
Co by jednak nie gadać i nie intelektualizować, CrossFitterki wyglądają zajebiście. Zarzeźbione, jędrne, nic im nie lata, nic się nie trzęsie – sama przyjemność dla oka.
Ktoś może stwierdzić, że nie tylko CrossFitterki wyglądają dobrze – atrakcyjny wygląd można też uzyskać bieganiem, basenem, czy zwyczajną dietą. O ile w przypadku basenu jestem jak najbardziej na tak, w przypadku biegania – tylko połowicznie (gdyż biegaczki, szczególnie te na diecie roślinnej, są przeważnie chude jak pensja) to w przypadku babek na diecie mogę zgodzić się tylko w 1/4 a może i tego nie. Odchudzanie to rozwiązanie doraźne, którego nieskuteczność świetnie widać latem, nad wodą. Dwudziestolatki jeszcze nie musza się niczym przejmować – bo w tym wieku każda wygląda jak młoda bogini – ale już od trzeciej dychy widać, że tu coś wisi, tam coś lata – skóra wiotczeje i efekt jest, jaki jest.
Uprawianie sportu to inwestycja, która zaczyna się zwracać od trzeciego krzyżyka ( bo mając dwadzieścia-kilka lat to trzeba starać się, aby dobrze NIE wyglądać) aż do emerytury. Doskonale pamiętam, jak pierwszy półmaraton w Białymstoku biegłem za taką dobrze zakonserwowaną czterdziestką. Owszem, widać było, że swoje latka ma, ale figura taka, że… Była motywacja do biegu, oj była 😉
Pamiętam też, jak nad basenem w Grecji widziałem odchudzone trzydziestki, które, choć jeszcze młode, zaczynały tu i ówdzie falować. Odpowiednio ubrane wciąż mogły robić ze seksbomby, ale w kostiumach kąpielowych było widać, że są na długiej prostej.
Ktoś zapyta – ale co w tym dziwnego, że z wiekiem człowiek wygląda coraz gorzej – przecież taka kolej rzeczy. Otóż nie. Ludzie uprawiający sport są świetnym dowodem na to, że można atrakcyjnie wyglądać po trzydziestce, urodzeniu trójki dzieci, czterdziestce, czy nawet pięćdziesiątce. Nieraz w trakcie wakacji widziałem babkę, która pomimo pięciu krzyżyków na karku wyglądała, obiektywnie rzecz biorąc, niczego sobie a już na pewno o dwie klasy lepiej od swoich rówieśnic. Różnica między nią a jej koleżankami była taka, że koleżanki nakładały podwójną porcję na talerz a z nią mijałem się w trakcie porannych biegów przed śniadaniem.
No więc jak nie da się, jak się da?
CrossFitterki wyglądają zajebiście. Wiadomo – nie wszystkie, tak jak nie każdy CrossFitter ma posturę Ryśka Froninga – ale postawione obok swoich koleżanek z pracy nie dają im żadnych szans. Koleżanki mogą być od nich chudsze – ale nie o to chodzi by wyglądać jak pociągnięty skórą wieszak -ciało ma być zgrabne, silne i zdrowe. Co więcej – czas działa tylko na ich korzyść – ponieważ wraz z wiekiem one będą wyglądały coraz lepiej, zaś ich koleżanki aby im dorównać będą musiały się wiecznie głodzić. Będzie to jednak walka nierówna, ponieważ po (załóżmy) dwóch latach przysiadów, CrossFitterka będzie miała dupkę jak marzenie, zaś jej wiecznie głodząca się koleżanka będzie wydawać majątek na różne cuda-kremy.
Nie ma też co się obawiać, że po kilku latach zaczną przypominać niejednokrotnie już wspomniane enerdowskie pływaczki. Przy CrossFitowej intensywności treningów złapanie kilku kilogramów mięśnia wymaga rozsądnie przemyślanej diety i suplementacji. Aby wyglądać jak zawodniczka z CrossFit Games trzeba żyć jak zawodniczka – bez reszty poświęcić się karierze sportowej, trenować po dwa razy dziennie (nie w tygodniu) i świata poza sportem nie widzieć – a na to większość pozwolić sobie nie może (i pewnie też nie chce).
Są świetnie zarzeźbione – ale jeśli jakiś facet ma problem z tym, że kobieta ma kawałek bicepsa, silne uda, czy lepiej od niego zarysowane mięśnie brzucha, jeśli czuje się nieswojo gdy kobieta podciągnie się więcej razy od niego, czy więcej założy na sztangę, jeśli uważa to za niekobiece – no cóż, to już jego problem.
Może powinien przestać chlać tyle browca i kupić hantle w decathlonie…
CrossFitterki wyglądają najlepiej. Po prostu. Są najlepiej zbudowane, sprawniejsze a zaproszone do restauracji, zamiast siedzieć przy wodzie z cytryną, opierdzielą ćwierćkilowego steka.
Nie będą jęczeć o odchudzaniu, liczyć kalorii i pytać co chwila czy nie uważasz, że jestem za gruba.
Mogą co najwyżej zrobić awanturę o nie odłożony na miejsce wałek do masażu 😉
Artykuł odtworzony z historycznej wersji strony.
Ten tekst to nie tylko ciekawa lektura, ale także zachęta do własnych przemyśleń.
Jeśli szukasz treści, które naprawdę poszerzają horyzonty, to jest to.