Odwiedzając po raz pierwszy warszawskie ( i nie tylko) boxy staram sie korzystać z niepisanej CrossFitowej zasady pierwszy trening za free. Stosuje ją większość znanych mi boxów i jest to moim zdaniem bardzo fajny, budujący ową osławioną CF community obyczaj, który daje okazję by wpaść do sąsiedniego boxa, poznać ludzi, spocić się razem a przy okazji nie zrobić dziury w kieszeni. Podczas każdej z takich wizyt zawsze kupuję boxową koszulkę a jeśli gdzieś wpadam po raz kolejny, płacę za wstęp – chyba, że tak jak w CF Podlasie zostanie mi to uniemożliwione argumentem zostałeś zaproszony i żadnych pieniędzy nie biorę (Cześć, Monika 🙂 )
CF Dopamine miało być białą plamą mapie moich wycieczek po CrossFitowej Warszawie. Na pytanie o jednorazową wpadkę do boxa dostałem odpowiedź, że kosztuje tyle a tyle – więc stwierdziłem, że trudno, obejdę się smakiem – każdy box ma swoje zasady i trzeba je respektować – w końcu jest to wyraz czyjejś dobrej woli a nie obligatoryjna, narzucona przez dziadka Glassmana zasada, za której złamanie grozi odebranie afiliacji i wieczny hejt na facebookowej stronie CrossFit Polska.
Na co dzień dworuję sobie z dajeszojcowej popularności i celebry (bądźmy realistami, co to za popularność z 1,6K lajków? ) ale nie powiem, żebym nie był miło zaskoczony, gdy odezwała sie do mnie związana z boxem osoba z… zaproszeniem na trening – bo fajnego bloga jej zdaniem piszę więc miło byłoby się poznać i trochę żelaza poprzewalać. Byłem zaskoczony – i to miło jak cholera – bo to zawsze jest miłe usłyszeć, że to co się robi gdzieś tam do ludzi dociera i nakręca. Z drugiej strony jednak nie sposób było sobie nie pomyśleć, że może i marna to popularność, ale pewne drzwi otwiera…
Na warszawskiej Pradze bywam raz na rok, może dwa razy – wyjazd na drugą stronę Wisły jest więc dla mnie jak wyjazd do innego miasta. Nie wiedząc jakie przygody drogowe mogą mnie spotkać wyjechałem 45 przed umówionym czasem – trzy kwadranse wydały mi sie wystarczająco długim czasem na przekroczenie Wisły w leniwy niedzielny poranek. O jaki byłem naiwny! Zamknięty most Grota-Roweckiego wywalił mnie gdzieś na obrzeża Białołęki, nawigacja samochodowa nie uwzględniła robót na uliczkach dojazdowych i w efekcie gotów na karne burpees dotarłem do boxa siedem minut po rozpoczęciu treningu.
Dobrze chociaż, że stojący przy drodze duży szyld informujący którędy do dopaminy był na tyle widoczny, że nie pobłądziłem w okolicach ronda żaba – bobym się chyba ze złości pochlastał gumą rehabilitacyjną.
Box jest umiejscowiony w starym magazynie – i to widać od razu. Wystrój jest mocno ascetyczny, wręcz surowy – czyli taki, jak w boxie być powinien. Miejsca jest dużo – trenowało nas kilkanaście osób i można było tańczyć z gryfem (na spokojnie weszłoby drugie tyle). Całą długość jednej ze ścian zajmuje RIG– może nie jest na takim wypasie jak klatki w innych boxach (bez hopsztosów typu tablice do WBS) ale jest DUŻY i nie zauważyłem, by czegoś mu brakowało. Burpee pull-up szły tak samo wrednie, jak na każdym innym.
Fajnym bajerem jest za to rig podwórkowy – żelazne rusztowanie z zawieszonymi linami. Co prawda udało mi się wejść tylko trzy razy, bo pierdoła saska musiałem sobie kuku na piszczelu zrobić, ale wspinanie się na podwórku to bardzo fajna sprawa. Prawie jak na gejmsach 😉
O ile pocić mogę się na gołej ziemi, to po treningu lubię mieć odrobinę komfortu i jakość/wielkość łazienki to dla mnie rzecz istotna. Box jest nowy (ruszył bodajże jesienią 2014) więc prysznice są jeszcze elegancja-Francja; wszystko czyściutkie, świeżutkie – no sama przyjemność pod takim prysznicem postać.
Prysznice i szatnie, przestronne tak jak cały box, umiejscowione są na poziomie -1, czyli w piwnicy, co daje ciekawy efekt wychodzenia na trening i schodzenia po treningu. Szczególnie schodzenia 😉
W ogóle cała miejscówka jest bardzo fajna i choć może nie tak nietypowa jak myjnia R99, ma swój charakter
CrossFit Dopamine jest też pierwszym znanym mi boxem przyjaznym osobom powyżej 1,90 wzrostu – pisuar został zamontowany na takiej wysokości, aby osoby obdarzone słuszną posturą nie musiały się schylać, zaś osoby wzrostu nikczemnego mogą trenować tak istotne w CrossFicie cechy jak precyzja i celność 😉
Pod względem treningowej playlisty był to zdecydowanie najlepszy box, w jakim miałem okazję ćwiczyć. Nie jestem co prawda wielkim fanem Metalliki, czy Megadeth (wolę Slayera) ale trzaskanie burpee pullupsów pod Symphony of destruction to miód na moje uszy i obolałe ciało. Deadlifty pod thrashmetalowy napieprz to jest dokładnie to, jak sobie wyobrażam CrossFit – ascetyczna miejscówka, minimum bajerów i ogłupiający nakurw po uszach. Gdy ćwiczysz jak zwierzę powinieneś czuć się jak zwierzę – ma być pierwotnie i na petardzie a nie jakieś hiphopy, czy inne disco (cześć Karol!)
Gdy pizgasz metalem, metal ma lecieć z głośników – tak to moim zdaniem powinno wyglądać i tak też wyglądało w dopaminie.
Od razu widać też, że trenujący tam ludzie lubią się i świetnie się bawią. Byłem już w boxie, gdzie ludzie ledwie się do siebie odzywali i zdecydowanie wolę te miejscówki, gdzie są śmichy chichy i głupie dowcipy. Byle nie za głupie, bo jednak rasistowskie żarciki, czy kawały o waleniu noworodkiem o ścianę to trochę za dużo jak dla mnie.
Pomijając grube żarty, ludzie byli otwarci i życzliwi. Nie wiem na ile to kwestia tego, że byłem kimś, kogo kojarzyli z tekstów na blogu i facebooku – więc w jakiś tam sposób znajomym – ale zupełnie nie czułem sie jak gość. Były ploty, było piątek przybijanie, było fajnie i w niewymuszonej atmosferze – dokładnie tak jak być powinno po tym, gdy się razem machnie Hero WODa i zostawi mokrą plamę na podłodze
Z czystym sumieniem polecam CF Dopamine wszystkim prawobrzeżnym CrossFiterom oraz tym, którzy bardzo by chcieli CrossFit ćwiczyć, ale nie wiedzą co gdzie jak i z kim. Box jest duży i z charakterem, sprzętu pod dostatkiem, ekipa zgrana i otwarta a muzyka konkretna.
Nic, tylko iść i pizgać żelazem do upadłego.
Wpis odzyskany z archiwalnej strony.
To jest coś więcej niż zwykły tekst – to prawdziwa podróż intelektualna.