Obserwując to, co się dzieje w CrossFitowym internecie można dojść do wniosku, że z dziesięciu wymyślonych przez Papę Glassmana filarów, co najmniej siedem jest zbytecznych. Gdzie się człowiek nie obejrzy – wszędzie siła i masa na zmianę z masą i siłą. Jedynym znanym mi postem związanym z formą i mobilnością jest historia Tomka z MGW – poza tym, jak Internet długi i szeroki, ekran drży od walących w ziemię kilogramów.
Jednym ze świętych graali CrossFitu (tuż za Muscle Upem) jest RX. Kto nie ćwiczy na RX – ten ćwiczy tylko w połowie, jak baba a nie jak prawdziwy wojownik – więc szarpią się chłopaki z tymi sztangami, choć plecy w paragraf wygina. Ciężko im zrozumieć, że RX nie został stworzony z myślą o początkujących, czy nawet średnio zaawansowanych; że swobodne nim operowanie to cel, na którego realizację trzeba poświęcić kilka lat. Zdają się nie rozumieć że te konie, które widzą w internecie nie trenują od wczoraj, tylko w 95% przypadków mają wieloletnie doświadczenie w innych dziedzinach sportu (często siłowych). Nie widzą tła, widzą za to wyraźnie, że bez RX przy imieniu nie są prawdziwymi CrossFiterami, prawdziwymi samcami – i czują się z tym źle – a ponieważ nikt nie lubi czuć się źle, mogą albo się wycofać, albo zacisnąć zęby i dźwigać jak wszyscy wokół.
Rzecz jasna mogą też posłuchać trenera i pracować z ciężarem, który jest bezpieczny i komfortowy – ale kto by tam trenera słuchał, gdy koledzy patrzą…
Człowiek nie jest z kamienia i gdy widzi, że wszyscy wokół dźwigają jak byki a on jak młody cielaczek, zaczyna się zastanawiać czy jego miejsce nie jest jednak w fitness klubie. Jeśli ma w sobie cierpliwość, pokorę i odrobinę zdrowego rozsądku – zagryzie dumę i przyjmie do wiadomości, że długa przed nim droga. Jeśli jednak jest to rosły gościu, który uważa się za silnego a samoocenę ma przy tym tak chwiejną, że założenie ciężaru mniejszego niż maksymalny spowoduje u niego zaburzenia erekcji – będzie tańczył ze sztangą jak Wipler po klubach i przy odrobinie szczęścia nie skończy na wózku inwalidzkim.
Na srającego psa
Internet pełen jest filmików ludzi podchodzących do ciężaru maksymalnego w takiej formie, że strach patrzeć. Martwe ciągi z plecami na wędkę , przysiady które zginają w pół – czasem aż słychać trzeszczenie kręgosłupa, który nie pęknie chyba tylko dlatego, że delikwent ścisnął się pasem tak mocno, że zahamował dopływ krwi do mózgu. Obiektywnie jest to tak głupie, że słów brak – ale czego się nie robi by pokazać, jakim nie jest się siłaczem i kozakiem.
Popisy i szacunek na dzielnicy ponad wszystko…
Problem w tym, że powszechna w rodzimym CrossFicie gloryfikacja siły i masy stwarza idealny grunt do igrania z własnym zdrowiem. Zewsząd słychać masa, masa, prawdziwa siła techniki się nie boi i trzeba nie lada charakteru, by nie dać ponieść siłowej fali. Wszyscy jesteśmy ambitni, wszyscy lubimy się popisywać siłą i sprawnością – i nic w tym złego; tacy jesteśmy jako ludzie i nie ma co się tego wstydzić. Warto tylko pamiętać, że chwilowy strzał euforii, gdy pokaże się kolegom jaki to z ciebie kozak, może mieć dramatyczne konsekwencje.
Trzeba mierzyć siły na zamiary.
Na łatwiznę
Co ciekawe – zdecydowana większość internetowych popisów siły to albo przysiady, albo martwe ciągi . Elementów dwuboju jest znacznie mniej, dobre technicznie rwanie na siad pojawia się raz na jakiś czas, zaś popisowego ciężkiego OHSa nie widziałem jeszcze nigdy.
Gdy się nad tym zastanowić, okazuje się że ludzie popisują się głównie tym, co najłatwiejsze. Siad i martwy ciąg to nie jest wielka filozofia – więc robi to każdy. Dużo trudniej jest zrobić zarzut na siad, czy rwanie techniczne – więc oglądamy to głównie w wykonaniu czołówki polskiego CF, która to czołówka składa się w 100% z instruktorów (czyli osób z techniką oblatanych).
OHS, jako ćwiczenie szalenie wymagające, nie pojawia się w zasadzie wcale…
Na dropsach
Siła to atawizm, pierwotny argument pokazujący miejsce w stadzie. Kto silniejszy – ten lepszy – więc nie dziwota, że w pędzie za siłą ludzie zapominają o zdrowiu i bezpieczeństwie. Aby być silniejszym, w ruch idzie zestaw małego chemika i środki przeciwdziałające wzrostowi piersi u mężczyzn. Pogoń za siłą przybiera formy karykaturalne i niebezpieczne. Coś, co w założeniu ma podnieść szanse na przeżycie, de facto jest igraniem z własnym zdrowiem – czyli wystawianiem życia na szwank.
Niezły paradoks – ale kogo obchodzą paradoksy gdy zaczyna brakować miejsca na gryfie?
Ego zostaw w domu
Popularne CrossFitowe porzekadło nakazuje zostawić ego w szatni. Jest ono tyleż zrozumiałe, co niewykonalne, ponieważ de facto nakazuje się przyznać do swoich słabości – a przecież nie po to idzie się na treningi, by obnażać słabości. Trenuje się po to, by być silnym, nie?
Jeśli brak Ci siły do dźwignięcia ciężaru X a wszyscy wokół ten ciężar dźwigają to co to oznacza? Oznacza tyle, że jesteś słaby a już na pewno słabszy od pozostałych. Ponieważ nikt nie lubi czuć się słabszy od reszty – a już na pewno w grupie sportowców, gdzie każdy z kimś rywalizuje – normą jest dźwiganie ponad swoje siły, daleko poza granicą poprawnej formy.
A wszystko po to, by pokazać że nie jest się słabszym, by nie stracić pozycji w stadzie. Nie być gorszym.
Oj tam oj tam…
Brakuje mi wśród krosfiterów etosu długiej i mozolnej pracy. Powtarzania do upadłego, że siła to nie tylko milion w siadzie, ale też mocne stawy, ścięgna i – przede wszystkim – technika, która nie będzie tańcem w poszukiwaniu wózka inwalidzkiego. Zapewne gdzieś on jest, bo czołowi zawodnicy nie doszli tam, gdzie są, na skróty – ale brak jego obecności na co dzień, w rozmowach, w internecie.
Jest jak przykry obowiązek, który trzeba wykonać, ale szkoda o nim gadać – lepiej i łatwiej popisać się siłą.
Nie widzę w dyskusjach na temat CrossFitu strategii długofalowej, myślenia w perspektywie kilku lat, nacisku na ogólną sprawność. Owszem, niby ćwiczymy aby być wszechstronni i rozwijamy się wielopłaszczyznowo, ale z codziennych obserwacji mam wrażenie, że to tylko slogany, które powtarzamy żeby odróżnić się od chłopaków z fitness klubu.
Że liczy się przede wszystkim duży biceps i minimum dwie paki w martwym ciągu.
Efekt tego jest taki, że co drugi szykuje się na zawody, ale porządnie zrolować się po treningu to już nie ma komu.
.
zdjęcie pochodzi ze strony: http://www.unbroken.no/
Artykuł odtworzony z historycznej wersji strony.
To jest dopiero niezłe. Wcześniej by mi do głowy nie przyszło