Pisanie o sterydach to bardzo ryzykowny ruch. Ryzykowny, ponieważ wszystkie strony dyskusji, bez względu na to, czy są zwolennikami czy przeciwnikami koksowania, reagują histerycznie niczym hipster, który oberwał szczypiorem w szczepionkę.
Ale czemu się dziwić – przecież w ciele każdej bestii tkwi ukryta wrażliwa dusza…
Daj mi numer do swojego dilera
Środowisko sportowe jest przesiąknięte rywalizacją na każdym, nawet najbardziej amatorskim poziomie. Każdy śledzi wyniki lepszych od siebie, porównuje się, aspiruje – i choć rozumie, że ci lepsi od niego ćwiczą dłużej, ciężej, wytrwalej, widok codziennie wrzucanych do Internetu rekordów daje mu do myślenia. Człowiek czyta, słucha, widzi jak nieprawdopodobne wyniki robią, czym się suplementują – i po pewnym czasie dochodzi do wniosku, że bez dodatkowych cukiereczków o poważnych wynikach może co najwyżej poczytać na zalajkowanych profilach w internecie.
A nie po to przecież wziął się za sport, by czytać o wynikach – on chce je robić!
Sportowe wzorce też nie ułatwiają mu sprawy. Wystarczy krótki rekonesans po męskich fit profilach na Facebooku i od razu widać, że na sucho nawet trawa nie urośnie. Część sportowców tylko dziękuje wspierającym ich producentom suplementów (to nic że w każdym poście – to przecież tylko podziękowania) ale jest też spora grupa, która bezceremonialnie mówi bierz to i to a najlepiej to zgłoś się do mnie, już ja cię odpowiednio poprowadzę. I patrzy biedny Kowalski na te bestie, widzi ich suple, widzi ich wyniki – i dociera do niego że faktycznie – na sucho to co najwyżej pod prysznicem się ponapina.
Tutaj szczególnie poszkodowani są pasjonaci kulturystyki, ponieważ ich wzorce do naśladowania wyglądają jak potwory i każde dziecko wie, że swojej muskulatury nie zbudowali na ryżu z kurczakiem. Człowiek myślący o kulturystyce poważniej niż wpadnę po robocie na godzinkę fitnesu musi pogodzić się z faktem, że układ okresowy pierwiastków chemicznych będzie recytował wzdłuż, wszerz, wspak i na ukos – bo bez tego nie ma co liczyć na wyniki.
Argument, że każdy ma swój rozum i sam za siebie decyduje jest naiwny i fałszywy. Decydować za siebie można wówczas, gdy ma się różne opcje/wzorce do wyboru. W sytuacji, gdy wszyscy lepsi sportowcy bez ogródek pokazują, czym się wspomagają (bez względu na to, czy jest to meta z teściem, czy tylko pół wiadra izolatu białkowego) przekaz dla Kowalskiego jest jasny – chcesz być zajebisty to musisz się wspomagać. Bo wszyscy lepsi od ciebie się wspomagają. Wszyscy wokół to robią.
Zastanawiające jest, że tyle się trąbi o zachudzonych modelkach wpędzających miliony dziewczyn w kompleksy, bulimię, anoreksję i koklusz – a przecież nakoksowani sportowcy robią dokładnie to samo, tylko w drugą stronę. Niby wszyscy wiemy, że czołówka CF Games to nie są zwykli ludzie, ale z drugiej strony są to osoby funkcjonujące w zbiorowej wyobraźni i chcą czy nie chcą, są wzorami do naśladowania. Setki tysięcy ludzi chce wyglądać jak oni – a żeby wyglądać jak oni trzeba żyć jak oni. Żreć jak oni. Wciągać koks jak oni.
Oczywiście, można być twardym i powiedzieć nie bo nie; trenować dla siebie i mieć wywalone na to, co się dzieje w otoczeniu. Rzecz w tym, że nie żyjemy w próżni – trenujemy razem, pasjonujemy się razem, jeden drugiego pyta o wyniki, plany startowe. Nie ma czegoś takiego jak sport bez rywalizacji – choćby tej cichej, ukrytej przed samym sobą. Robienie coraz lepszych wyników jest wpisane w istotę uprawiania sportu i w takich realiach nie dać się wkręcić w pęd szybciej/dalej/więcej to osiągnięcie kwalifikujące do dożywotniej renty od MKOl
matura na amfetaminie
Sterydy bierze się po to, aby mieć wyniki. Najlepsze z najlepszych. Wiadomo, że same z siebie roboty nie robią, że poza za nimi jest masa pracy, wyrzeczeń i zapierdziel na poziomie dla sportowca-amatora niewyobrażalnym, niemniej każdy wie, że na pewnym poziomie bez dropsów ani rusz, bo się zwyczajnie dociera do fizycznych granic organizmu. Żeby przekroczyć te granice, bierze się sterydy, dzięki którym panowie wyglądają jak postaci z kreskówek a panie wyglądają jak panowie.
Pomimo tego, że sterydy same za ciebie roboty nie zrobią, że tak czy owak musisz się napocić jak wściekły, nie sposób nie zadać pewnego, mocno kontrowersyjnego pytania.
Czy te wyniki na koksie na pewno są twoje?
Wszyscy wiemy jak to jest, gdy przedtreningówka zaczyna działać – jednych swędzi, drugim włosy stają dęba a wszyscy są naspidowani jak gimnazjalista przed dyskoteką. W takim stanie robimy swoje PRy, trenujemy szybciej, mocniej, intensywniej, dorzynamy się do granic wytrzymałości. Rzecz jasna te PR-y i czasy same się nie robią, ale nie oszukujmy się, bez wspomagaczy by nie weszły – bo gdyby wchodziły bez, jaki byłby sens łykania tej chemii?
Skoro zwykła przedtreningówka potrafi dać kopa, dzięki któremu robimy wyniki nieosiągalne na sucho, nietrudno sobie wyobrazić, jakiego kopa dają sterydy, o jak wiele pozwalają poprawić swoje osiągi. Są to jednak wyniki sztuczne, przypominające licealistę, który nażarł się amfetaminy, wykuł podręcznik na blachę i zdał wszystko na piątkach. Czy coś z tej wiedzy mu zostanie w głowie? A gdzie tam! Świetnie to widać po przykładach bodybuilderów, którzy przestali brać sterydy – metamorfozy są chwilami tak dramatyczne, że aż trudno uwierzyć, że patrzymy na tego samego człowieka.
Z mojego punktu widzenia wyniki na sterydach to taka matura na amfetaminie. Ok, błyśnie jeden z drugim bicepsem, ale jest to biceps tak samo prawdziwy jak para silikonowych cycków. Świetnie, że szarpnie trzy stówy w martwym ciągu – ale niech szarpnie je po odstawieniu dropsów.
Niech napisze tą maturę z głowy a nie z wiadra koksu.
Nie brał tylko Jezus, bo mu ręce do krzyża przybili
To, że biorą wszyscy poza szachistami jest sportową tajemnicą poliszynela. Weź dowolną dyscyplinę sportową, zgarnij zawodników ze świecznika, zapowiedz kontrolę antydopingową i patrz jak nerwowo pocą im się dłonie.
Biorą wszyscy, bo wszyscy biorą. Nie weźmiesz ty – weźmie kto inny i choćbyś nie wiem jak się starał, nie będziesz miał szans nie tylko na to, by z nim wygrać, ale by mu dorównać. Nie weźmiesz to zostaniesz w tyle. Nie będziesz miał wyników – nie będziesz miał sponsorów. Nie będziesz miał sponsorów – nie będziesz miał z czego żyć i trenować.
Nie koksujesz – nie ma cię. Proste równanie.
Obrońcy sterydów argumentują, że decyzje o braniu każdy podejmuje samodzielnie, ale to bujda. Jeśli myślisz o karierze sportowej i wiesz, że czołówka z którą chciałbyś rywalizować wali taką chemię, że świeci po zmroku, to nie masz żadnego wyboru – albo walisz tak jak oni, albo idziesz walczyć z wiatrakami i odpadasz w pierwszym starciu. Nie jest to więc w żadnym wypadku kwestia wyboru. Jeśli kochasz sport i chcesz z niego żyć – wypnij tyłek i trzymaj czysty mocz w lodówce.
Być jak Hulk Froning
Mówi się, że sterydy pomagają pokonać granice ludzkich możliwości; pomagają tam, gdzie natura mówi pas – ale idąc tym tropem można powiedzieć, że branie amfy, czy LSD pomaga pokonać ograniczenia ludzkiego umysłu. Czy nawalony koksem maturzysta jest geniuszem z matematyki? Nie – on jest zwyczajnie naspidowany aż mu się zwoje mózgowe prostują. Podobnie jest z koksującymi sportowcami – z tą tylko różnicą, że ci nie koksują od święta a robią to na co dzień. Trzymając się szkolnych porównań, są to tacy wybitnie zdolni studenci, którzy non stop lecą na kresce. Owszem – wyniki robią nieprawdopodobne – ale wystarczy ich od tej kreski odciąć i spadek w wynikach będzie zauważalny.
Owszem, nadal będą zdolni – ale nikt nie nazwie ich młodymi geniuszami
Moim zdaniem nawaleni kosem sportowcy nie wyglądają jak ludzie i nie robią ludzkich wyników. To, co się dzieje to już jest freakshow – taniec niedźwiedzi i baba z brodą.
Rozumiem, że nie da się być czystym na szczycie, bo nie ma wówczas żadnych szans w rywalizacji z nakoksowanymi potworami. Rozumiem, że stało się to normą, że wszyscy tak robią, że wymusza to pęd do coraz lepszych wyników.
Rozumiem, że sorry, taki mamy sport – ale taki sport już mnie nie interesuje.
Wpis odzyskany z archiwalnej strony.
Informacje, które każdy powinien posiadać. Ale naprawdę każdy