Lifestyle

Nie warto rozmawiać

Początek jest z reguły taki sam: ktoś napisze, co mu się nie podoba; ktoś poczuje się urażony; ktoś komuś wyjedzie personalnie – i w zasadzie jest już po dyskusji, choć technicznie rzecz biorąc ta nawet się nie zaczęła.

Kilkukrotnie zdarzyło mi się kogoś/coś skrytykować – i choć zawsze była to krytyka poparta racjonalną argumentacją, ani razu nie zdarzyło się, by spotkała się choćby z próbą zrozumienia, co chciałem powiedzieć. Najczęściej kończyło się odwetowymi atakami “ad personam, wyzywaniem od hejterów i, ogólnie rzecz ujmując, nieprzyjemnymi sytuacjami.
Szybko więc zrozumiałem, że takie dyskusje nie prowadzą do niczego dobrego, toteż przestałem brać w nich udział.
No bo po co gadać z kimś, kto nie słucha?

Krytyka, szczególnie ta merytoryczna i  poparta argumentami, dla dojrzałego i stabilnego emocjonalnie człowieka, jest czymś naturalnym i niegroźnym. Z jednej strony jest on świadom swojej wartości, z drugiej  jednak wie, że nie zjadł wszystkich rozumów i zwyczajnie może się pomylić, lub nie mieć racji.
Może też zwyczajnie strzelić głupotę –  bo każdemu z nas to się zdarza – i korona z głowy nie spada. No chyba że spada – ale jeśli spada od jednej małej gafy, oznacza to tylko tyle, że była za duża i trzeba do niej dorosnąć.

Kali kochać, Kali zajebać

Komunikacja w internecie jest skrótowa i przesterowana.  Codziennie przywala nas hałda bodźców, których nie staramy się nawet zrozumieć – przeskakujemy wzrokiem po nagłówkach i kwalifikujemy coś albo jako epickie, albo zaorane. Nie ma stanów pośrednich, brak głębszej refleksji.
Mentalny surfing.

Nie zastanawiamy się nad przekazem, tylko sprawdzamy, czy jest pozytywny, czy negatywny –  bo tylko to się liczy – czy nas chwalą, czy łajają. Nie interesuje nas zawartość, tylko racja, którą mamy bądź nie. Dlatego nieistotne jest, co osoba krytykująca ma do powiedzenia, ponieważ jeśli nas krytykuje to jest wrogiem a wrogów miesza się z błotem.

Przyzwyczajeni do zerojedynkowego systemu oceny rzeczywistości, nawet najbardziej racjonalną i wyważoną krytykę pod swoim adresem traktujemy jako całościową zjebę. Traktujemy,  ponieważ w takim przesterowanym systemie na co dzień funkcjonujemy. Skoro nasza skala ocen zna tylko wartości krańcowe; jeśli ocena zjawiska może być albo epicka albo zjebana to automatycznie każdą krytykę odbieramy jako mieszanie z szambem – bo innych ocen nie znamy. Zachowujemy się jak nauczyciel, który może albo postawić szóstkę albo wlepić gałę z naganą w dzienniku – a przecież większość z nas przeszła szkołę na czwórkach i trójkach!

Gdybyśmy potrafili oceniać innych w skali szarości – wówczas umielibyśmy również stopniować krytykę wobec siebie. Ponieważ jesteśmy zbyt leniwi by oceniać innych w sposób wymagający głębszego zastanowienia, równie bezmyślnie i kategorycznie odbieramy krytykę swoich poczynań.
To jest rykoszet, którym odbija się bezmózgie podejście do świata.

Dyktatura ciemniaków

W internecie każdy mówi nam , że nasz głos się liczy. Wszędzie proszą nas o zostawienie opinii, co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że znamy się na tym, o czym piszemy (przecież by nas nie pytali o zdanie, gdybyśmy się nie znali). Dlatego też nie przyjmujemy krytyki, ponieważ ta MUSI być głupia i bezpodstawna – gdyż to my wiemy lepiej, to my się znamy i to po naszej stronie jest racja.

Pamiętacie ze studiów tych profesorów, z którymi nie dało się dyskutować, ponieważ uważali, że na piątkę umie pan bóg, na czwórkę umiem ja a student to co najwyżej na trójkę?
Zachowujemy się dokładnie tak, jak oni.

Wychodząc z takiego założenia nie pozwalamy na żadną dyskusję; co najwyżej przyjacielskie poklepywanie się po plecach i utwierdzanie w poczuciu zajebistości – a im bardziej zajebiści się czujemy, im mocniej nas po plecach poklepują, tym bardziej krytyka boli.
Boli, ponieważ burzy “poczucie zajebistości –  a to nigdy nie jest przyjemne.

Żeby móc z ludźmi dyskutować trzeba odrzucić przekonanie o swojej wszechwiedzy. Trzeba oswoić myśl, że mogę coś nie wiedzieć i mam prawo coś schrzanić. Trzeba dać sobie prawo do popełniania błędów –  a to w internecie, gdzie bezmyślny hejt i wyśmiewanie są na porządku dziennym, wymaga nie lada odwagi.
Większość z nas jej nie ma i woli się chować za tarczą epickiej zajebistości.

Szkoda gadać

Dlatego też uważam, że wdawanie się w dyskusje krytyczne nie ma sensu.
Wdałem się w kilka i żadna, ale to ŻADNA z nich nie skończyła się choćby połowicznym konsensusem; ćwierć-udaną próbą zrozumienia, co chciałem powiedzieć.

Ludzie nie chcą słyszeć, że coś robią źle – szczególnie w medium publicznym, jakim jest internet. Mają zbyt niską samoocenę, by dać sobie prawo do błędu. Są zbyt niedojrzali, by przyjąć porażkę jako znak nie tędy droga. Są zbyt biegunowi w ocenach, by zrozumieć, że krytyka jednego zachowania/uczynku nie jest całościową zjebą.

Dlatego szkoda czasu na duże dzieci.
Niech sypią sobie piaskiem po oczach, niech wyrywają grabki –  a my wychodzimy z piaskownicy.
To nie jest miejsce dla ludzi dorosłych.

 

Wpis odzyskany z archiwalnej strony.

(1) Komentarz

  1. Zobaczcie, jaki ciekawy artykuł. Moim zdaniem warto się nim podzielić dalej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *