Lifestyle

Bilans roczny 2015 – Dajesz Ojciec

Rozpisawszy rok temu luźne plany na rok 2015ty byłem niemal pewien, że zrealizuję je wszystkie z górką. Rzeczywistość, jak to zwykle bywa, pokazała że ma na ten temat inne zdanie – ale i tak nie da się ukryć, że był to dla mnie, jako sportowca amatora, rok wyśmienity.

Głównym zadaniem na rok 2015ty było ogarnięcie dwuboju w stopniu takim, by samodzielne treningi nie były igraniem z kalectwem i plan ten został zrealizowany. Widać to nie tylko procentowym wzroście elementów ciężarowych w moich treningach (12% w górę), ale też po tym, jak one wyglądają (mam bogate archiwum video, toteż jest się z czego pośmiać). Co prawda nadal nie jest to taki poziom, z którego byłbym zadowolony, ale też nie ma co oczekiwać cudów po roku nieregularnych treningów. Grunt że nastąpiło wyjście z mroków dupy i można spokojnie szlifować formę.

Kwestia formy łączy się nierozerwalnie z drugim dużym zadaniem na rok 2015ty, czyli mobilnością. Startując z poziomu dno i metr mułu  nie spodziewałem się szalonych osiągnięć, niemniej już widzę, że po trzech miesiącach konsekwentnej pracy nad rozciąganiem i rolowaniem siadam głębiej i sięgam dalej. Jest to bardzo fajny sygnał, który pokazuje że przy odrobinie uporu i konsekwencji (no dobra, nie takiej znowu odrobinie) nawet taki mobilny antytalent jak ja może zrobić OHSa bez podkładek, czy butów do podnoszenia ciężarów.

A skoro jesteśmy już przy OHS.
Rok temu nie byłem w stanie zrobić OHSa nawet z rurką PCV – tak biedna była moja mobilność. Rok 2015 zamykam trzema przysiadami z 85% masy ciała nad głową oraz setkami lżejszych OHSów w zwykłych treningowych minimalach. Rzecz jasna, nadal nie jest to techniczna żyleta, ale progres jest zdecydowany i pozostaje tylko pracować nad formą

Podobnie rzecz ma się z pistolsami. Na początku roku nie byłem w stanie zrobić ani jednego bez asekuracji, jednak wskutek konsekwentnej pracy nad mobilnością ( bo ona była tu problemem) już w marcu robiłem po kilka sztuk bez podkładek, zaś w sierpniu zrobiłem 20 prawilnych sztuk unbroken.
To tylko pokazuje, jak istotną kwestią jest porządna mobilność – bez niej nie ma co myśleć o poprawnym wykonywaniu ćwiczeń a są takie, których nie uda się zrobić wcale – vide pistol.

Spektakularnym sukcesem był Muscle Up, który początkowo toporny i gramolony na siłę, w listopadzie wszedł jak należy w ilości pięciu sztuk pod rząd. Pracowałem nad nim długo i mozolnie, jednak podobnie jak w przypadku pozostałych ćwiczeń, padł ofiarą konsekwencji i uporu 😉

#lubiszjakboli

Nieco mniej spektakularnym, ale również sukcesem było oswojenie wioseł. Nigdy ich nie lubiłem, bo moja wydolność i odporność na mózgojeba była żadna (że o technice wiosłowania nie wspomnę). Przy odrobinie pomocy ze strony Anki  z Rowing for Amateurs  i dużej dawce samozaparcia  udało mi się oswoić ergometr i choć nadal wyżyma mnie jak szmatę do podłogi, nie unikam go tylko traktuję jak wyzwanie, z którym trzeba się zmierzyć.
Z rzeczy bardziej wymiernych – wg statystyk na BTWB ergometr był u mnie najpopularniejszym ćwiczeniem minionego roku, zaś  w porównaniu z wynikami sprzed dwunastu miesięcy, z kilometra urwałem 30 sekund a z połówki 20.

Pozostając w temacie mózgojeba, zakochałem się w Assault Bike, który stał się moim ulubionym sprzętem treningowym. Mieszam go ze wszystkim co się da, w każdej możliwej konfiguracji, płaczę jak trenuję i jestem zajebiście z tym szczęśliwy 😀

Ostatnim sukcesem jest lina, po której zacząłem wchodzić w ramach ćwiczeń pomocniczych do Muscle Upa, a która skończyła jako samodzielny element treningowy (oraz powód zakupu nanosów).

Uszy po sobie

Jedną z porażek jest na pewno chodzenie na rękach, które przypomina pierwsze, ledwo-ledwo gramolone Muscle upy. Planowo miałem je ogarnąć do marca 2015, ale wszystko wskazuje na to, że będzie rok poślizgu. Ewidentnie nie da się nauczyć wszystkiego na raz 😉

Drugą porażką były kontuzje, których nie udało się uniknąć. Pocieszający jest tylko fakt, że jedna z nich to był stary, niezaleczony uraz z poprzedniego roku zaś druga nie była wynikiem jakiegoś spektakularnego przegięcia, tylko zwykłego zmęczenia materiału. Innymi słowy: niby porażka, bo kontuzje jednak były, z drugiej strony jednak sukces, bo żadna z nich nie była efektem jazdy na wariata. Udało mi się ćwiczyć z rozsądkiem i umiarem –  a to w moim przypadku sukces nie lada.

Rolnik robi PR

Miniony rok mogę śmiało nazwać rokiem rolnika, ponieważ jak ten rolnik, najpierw ogarnąłem swój ugór, potem na nim zasiałem, następnie doglądałem tego co posiane by na koniec  zebrać plony.
Uczciwie włożyłem w siebie dużo pracy, wysiłku i teraz bez fałszywej skromności mogę powiedzieć, że przyniosło to wymierne efekty. Rzecz jasna nie ogarnąłem tego ugoru na cacy –  wciąż jeszcze wiele pracy przede mną – ale jest już bliżej niż dalej.

Cieszy też mentalne odejście od pogoni za PRami i przestawienie w tryb powoli do celu. Mniej mnie interesuje ILE jest na sztandze a bardziej W JAKIEJ FOFRMIE ta sztanga ląduje na barkach, czy nad głową. Cieszy o tyle, że im mniej szarpaniny i poddawania się ambicji, tym większe szanse na rok bez kontuzji.

lans bauns i gratisy

Ostatnim sukcesem jest dajeszojciec.pl (tak blog jak i fanpage), który wg informacji, jakie otrzymuję od ludzi, jest najlepszym krosfitowym blogiem w Polsce. Z poziomu bardzo niszowego i w zasadzie nieznanego bloga udało mi  się przekształcić go w miejsce, na którym muszę uważać co piszę, ponieważ odbija się to echem po krosfitowym światku. Z tym uważaniem bywało różnie – w końcu dajeszojciec to tylko człowiek ze wszystkimi ludzkimi słabostkami i ułomnościami  –  ale patrząc na to, co się przez rok w internecie wydarzyło, mogę spokojnie powiedzieć, że robiłem co chciałem, nikomu sie nie kłaniałem i krzywdy nikomu nie wyrządziłem -a to już sukces nie lada 😉

A w przyszłym roku widzimy się w Carson

Pisanie o planach jest zawsze trochę ryzykowne, bo nigdy nie wiadomo co nas w życiu spotka. Z drugiej strony robienie planów i nadziei jest czymś naturalnym, bo każdy ma jakieś ambicje i marzenia, których nie da się zrealizować od ręki. Moje sportowe plany są na tyle długofalowe, że o konkretach będę pisał pewnie za rok, może dwa. Na razie w menu jest mozolna praca nad brakami, których szczęśliwie jest coraz mniej i konsekwentne parcie do przodu bez oglądania się na innych.

No i hejtowanie w internetach, bo od hejtu zarost twardnieje 😉

Wpis odzyskany z archiwalnej strony.

(1) Komentarz

  1. Nie mogłem się oderwać od czytania. Każdy powinien to przeczytać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *