Zdrowie

Skąd się biorą kontuzje w CrossFicie

Ciągnąca się za CrossFitem opinia sportu kontuzjogennego (tudzież zwyczajnie niebezpiecznego) bierze się głównie z widowiskowości CrossFitowych treningów. Nie mam zamiaru udawać, że tak nie jest – bo w CrossFicie, jak w każdym sporcie, kontuzje występują i występować będą tak długo, jak długo ludzie będą go uprawiać. Chciałbym jednak sprostować kwestię przyczyn tych kontuzji, ponieważ moim zdaniem są one zupełnie inne, niż obiegowo powtarzane trenowanie byle jak i na wariata

Najpierw technika, potem więcej techniki

Zacznijmy od tego, że CrossFit nie jest sportem łatwym. Dwubój olimpijski, ćwiczenia na kółkach gimnastycznych, chodzenie na rękach, praca z kettlami to nie są proste rzeczy – aby je wykonywać poprawnie potrzeba setek  godzin poświęconych szlifowaniu techniki. Rzeczą oczywistą jest, że jeśli nie ma się opanowanej techniki, nie należy zakładać na sztangę dużych ciężarów a czasem nawet nie brać do ręki gryfu, tylko trenować na rurce PVC.
Niestety, nie jest to oczywiste nie dla wszystkich –  szczególnie dla panów, którym ego nie pozwala założyć na gryf mniej, niż kolega obok. Każdy z nas widział takiego zucha, jak go sztanga po sali wozi, jak mu się ręce i nogi rozjeżdżają niczym nowonarodzonej żyrafie –  więc wiadomo o czym mowa. Są to idealni kandydaci do kontuzji typu pierwszego czyli kontuzji z głupoty. Z głupoty – bo głupotą jest pracować z ciężarem, który uniemożliwia choćby tylko przyzwoite wykonywanie ruchów. Niestety, przerost ego nad rozumem to dość powszechna przypadłość i nic się na to poradzić nie da. Niektórzy po prostu tak mają, że dopóki się nie rozpieprzą to nie zrozumieją.

Gdzie drwa rąbią tam wióry lecą

Drugi typ kontuzji to kontuzja przez nieuwagę – gdy w ferworze WOD’a ktoś zrzuci sobie sztangę na nogę, przydzwoni w RIGa, czy źle skalkuluje skok na skrzynię i rozwali piszczel. Są to typowe wypadki przy pracy, które można minimalizować poprzez zwracanie większej uwagi na to, co się robi – ale umówmy się –  samokontrola jest równie trudna jak rwanie do siadu.
Kontuzje losowe zdarzają się w każdym sporcie – korzeń na trasie biegacza, dziura w asfalcie dla kolarza –  to są rzeczy nie do uniknięcia i trzeba je po prostu wrzucić w koszta uprawiania sportu.
No, chyba że się robi spięcia bicepsa na ławeczce rzymskiej😉

CrossFit, jak wspomniałem na początku, jest sportem wymagającym tak od strony kondycyjnej, jak i technicznej. Aby móc poprawnie wykonywać skomplikowane ćwiczenia, trzeba mieć pełny zakres ruchu w stawach, być gibkim, porozciąganym. Owszem, można ćwiczyć CrossFit i bez tego – znany jest przykład rodzimego CrossFittera  z wyższej półki,  który ma problemy z zarzutem do siadu – ale nie po to CF trenujemy, by mieć ograniczenia, tylko po to by się ich pozbyć.
I tu dochodzimy do trzeciej, moim zdaniem najczęstszej przyczyny kontuzji, tj. braków w mobilności.

Trabantem do Monako

99% CrossFitterów (czyli z grubsza wszyscy, poza trenerami) ma pracę siedzącą – toteż przykurcze mięśni i wady postawy są na porządku dziennym. Po pracy też nie za specjalnie o siebie dbamy –  bo nie ma siły, nie ma czasu – i w efekcie nasza sprawność ruchowa jest, mówiąc delikatnie, taka se. Tymczasem przychodząc na trening wystawiamy nasze kiepsko naoliwione zawiasy na przeciążenia, które nie zostały zaprojektowane z myślą umiarkowanym zakresie ruchu. Nie bez powodu w podtytule CrossFitu stoi napisane forging elite fitness – to jest bardzo wymagający system. Rzecz jasna, dobry trener zrobi porządną rozgrzewkę a rzeczy ponad siły zawsze można przeskalować do wersji będącej w zasięgu choćby i emeryta – ale to będą półśrodki. Nie o to w tym sporcie chodzi. Chodzi o sprawność. Nie milion w siadzie i pakę w rwaniu, tylko ogólną, możliwie maksymalną sprawność całego organizmu.

Bez pełnej mobilności nie ma co myśleć o długim i szczęśliwym trenowaniu CrossFitu. Ograniczenia w stawach prędzej czy później odbiją się kwaśną czkawką, ponieważ NIE JEST normalne, by człowiek, który 90% życia spędza na siedząco, bezkarnie robił siady z dwukrotnością masy ciała na plecach.
Tak się nie da na dłuższą metę.

kto drogi skraca – ten do domu nie wraca

Aby podawać swój organizm ekstremalnemu wysiłkowi, trzeba o niego ekstremalnie dbać. Dbać zawczasu, być mądrym przed szkodą. Niestety, zbyt wielu z nas daje się ponieść kilogramom i zapomina, że mikrourazy w stawach, czy ścięgnach kumulują się niczym darmowe minuty na komórce, by po osiągnięciu stanu krytycznego pierdolnąć  z wielkim hukiem.
Praca nad mobilnością jest długa, niewdzięczna i daleko jej do spektakularności  nowego PRu w zarzucie do siadu. Mało kto ma ochotę popłakać na piłce lacrosse i czas na rolowanie się milimetr po milimetrze. Chcemy wszystko i jak najszybciej  a w efekcie dostajemy odsiadkę na kilka miesięcy.

Większość kontuzji bierze się moim zdaniem z braków w mobilności. Mały zakres ruchu, pospinanie, niedogrzanie – dodajmy do tego odrobinę (czasem niezdrowej) ambicji i kłopot gotowy.
Używając analogii samochodowej, wsiadamy w te swoje dziesięcioletnie Lanosy nie wymieniwszy uprzednio nawet oleju, wciskamy gaz do dechy, zapierniczamy aż się lakier łuszczy – a potem wielki płacz, że się śrubki z silnika posypały.
A jak miały się nie posypać, skoro gruchotem  próbujesz wejść w hiperprzestrzeń?

Tylko dla dorosłych

Mądrze trenowany CrossFit nie jest bardziej kontuzjogenny, niż inne dyscypliny sportowe – trzeba tylko do niego dojrzeć. Aby trenować go intensywnie, długo i szczęśliwie nie wystarczy dawać z siebie wszystko na treningach – trzeba o siebie zadbać zarówno przed, jak i po treningu.
De facto trzeba zmienić  styl życia.

Ale to nic nadzwyczajnego – każda sekta tego wymaga😉

Artykuł odtworzony z historycznej wersji strony.

(1) Komentarz

  1. Jestem pewien, że ten artykuł wywoła sporo dyskusji. Warto się w nie włączyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *