Lifestyle

Szklanka w połowie pełna

Jednym z głównych atutów reklamowych CrossFitu jest społeczność ćwiczących. Owa CrossFit community ma być tym, czego brak jest w klasycznych fitness klubach – zżytą paczką znajomych, sportową grupą wsparcia, która zamiast zawistnie patrzeć na twoje bicepsy, czy pośladki, będzie cię dopingować i wspierać w sportowej walce.
Jednak sam sport i zdrowy styl życia to nie wszystko. CrossFit to także pamięć o poległych,  workouty połączone ze zbiórkami pieniędzy. To wsparcie lokalnej społeczności w chwilach, gdy pomimo dwóch stów w deadlifcie czujesz, że sam nie dasz rady.  Ta bardzo amerykańska samoorganizacja ludzi, którzy zamiast jojczyć i czekać aż ktoś coś zrobi sami zakasują rękawy i robią to, czego  sytuacja wymaga.
To coś, co bardzo chciałbym zobaczyć na swoim podwórku.

Rodzima CF community, szczególnie w jej facebookowej postaci, nie ma najlepszej opinii. Najprościej było by powiedzieć, że tacy po prostu jesteśmy – mali, zawistni, egocentryczni i skupieni na byciu lepszym od innych – ale nie byłaby to prawda. W internecie, jak w każdym innym medium, najbardziej widoczne jest to, co najbardziej kontrowersyjne i najmniej wartościowe. Tymczasem poza garstką frustratów, jest cała masa życzliwych osób, które nie są tak medialne jak sieciowi debile – ale są i wystarczy tylko im powiedzieć hej, zróbmy coś razem, by zamiast kolejnej internetowej kupy powstało coś pięknego, co będzie miało realne przełożenie na ludzkie życie.
Świetnym przykładem takiej akcji jest zbiórka pieniędzy na leczenie i rehabilitację Hani Mielec, w którą włączyła się spora część znanego mi sportowego Internetu. Nie wiem, jak to wyglądało na innych profilach, ale na dajeszojcu wystarczyło rzucić hasło, że potrzebna jest pomoc i nagle kilkadziesiąt osób bez zastanowienia sięgnęło do kieszeni. Ot tak, po prostu, bo gdzieś tam komuś potrzebna jest pomoc – a to przecież normalne, że się pomaga.

Gdy myślę o polskiej krosfitowej społeczności, to chciałbym ją widzieć taką, jaką była tego dnia – bezinteresowną, nastawioną na innego człowieka, chętną do pomocy. Tak, wiem, zaraz ktoś powie że to naiwne i sprzeczne z naszym polskim charakterem – ale kurna chata – skądś się te kilkadziesiąt przelewów wzięło!  Ktoś powie, że to tylko kilkadziesiąt osób na 2,5 tysiąca fanów – ale dzięki temu tylko będą pieniądze na leki, benzynę by dojechać do lekarza, będzie kilka zmartwień mniej –  więc to żadne tylko, lecz bardzo dużo. Każde trochę to więcej, niż nic!
Pamiętajmy też, że ludzkie zachowania są zaraźliwe – zarówno te złe, jak i te dobre –  więc dzisiejsze kilkadziesiąt za tydzień będzie setką, za miesiąc dwoma a za rok się okaże, że co drugi krosfiter komuś pomaga – i to będzie zajebiście wielkie tylko pół.
Pół, dzięki któremu połowie potrzebujących będzie w życiu lżej.

Wykręty, wymóweczki, usprawiedliwienia…

No dobra, ale dlaczego mam komuś pomagać, skoro mi nikt nie pomaga?
Przede wszystkim dlatego, że jesteś człowiekiem a ludzie przetrwali tylko dlatego, że jeden pomagał drugiemu. Pomimo różnych skurwysyństw, które zgotowaliśmy sobie nawzajem, jesteśmy tu gdzie jesteśmy tylko dlatego, że ludzie wspierali jeden drugiego. To  że ktoś wobec ciebie zachował się jak menda nie jest powodem, byś ty również był mendą wobec innych – bo zachowując się w ten sposób zniżasz się do jego poziomu i powielasz mendowate wzorce.
Oczywiście, możesz argumentować tekstami o przetrwaniu najsilniejszych, ale pamiętaj, że nawet najsilniejszy wojownik kiedyś bywał ranny i on też potrzebował pomocy a ciężko jest o pomoc w atmosferze wyścigu szczurów.
Ja wiem, że fajnie jest myśleć o sobie jako  twardzielu, który niczego od nikogo nie potrzebuje, ale jeśli tak myślisz to…. Nie, nie będę złośliwy. Prędzej czy później życie zweryfikuje twoje poglądy w sposób dużo bardziej dosadny, niż moje słowa…

Każdemu w życiu powija się noga. KAŻDEMU. Możesz być okazem zdrowia a jutro odkryją u ciebie nowotwór, możesz w wypadku stracić nogi i zostać przykuty do wózka. Ktoś z twoich bliskich może zachorować na nieuleczalną chorobę a możesz też zwyczajnie przepajacować z ciężarem i rozpieprzyć sobie kręgosłup na treningu.
Pół biedy, jeśli masz bogatych rodziców, którzy gotowi są poświęcić ci resztę życia, ale jeśli to ty  jesteś rodzicem i oprócz małego dziecka masz na głowie kredyt hipoteczny, to masz zwyczajnie przejebane.
PRZE-JE-BA-NE.

W społeczeństwie, gdzie nikt nikomu nie pomaga, będziesz skazany na samotność i wegetację w biedzie, zaś wśród ludzi, dla których pomoc jest naturalna, zawsze znajdzie się ktoś, kto przyniesie ci bułki i koc na zimę. Dziś pomagasz ty, jutro pomagają tobie – prościej się nie da. Jeśli nie nauczono cię empatii, potraktuj to jako polisę ubezpieczeniową. Polisa ta, jak każda inna, może się nie zwrócić – bo a nuż ci się pofarci i będziesz miał bezwypadkowe życie – ale praktyka pokazuje, że lepiej ją mieć, niż  resztę swoich dni przewegetować w ciemnej dupie.
I nie oszukuj się, że jesteś jak niezniszczalny smartfon.
Nikt nie jest.

Sam/a nie mam kasy i nie stać mnie na pomaganie.
Ale na karnet na CF i modne ciuszki to masz?
No jasne, ja rozumiem, że to jest Twoja ciężko zarobiona kasa i masz prawo wydawać ją na co tylko chcesz – ale proszę nie mów wtedy że nie masz, tylko że  nie chcesz. Bądźmy wobec siebie uczciwi i nazywajmy sprawy po imieniu.

Jakbym tak każdemu pomagał to bym zbankrutował.
Masz rację –  czegoś takiego nie zniósłby nawet portfel arabskiego szejka. Rzecz w tym, że nie trzeba pomagać każdemu –  wystarczy, że pomożesz  jednej, dwóm osobom ze swojego otoczenia. Mając na uwadze, że każdy  zna kogoś, komu trzeba pomóc, rychło się okaże że pomagając tylko znajomym ogarniamy wszystkich dookoła.
Nie potrzeba też tu wielkich pieniędzy –  wystarczy dwa złote tygodniowo, by efektem skali osiągnąć olbrzymi efekt. Jeśli uważasz, że to demagogia, policz sam: mam na fanpejczu 2,5 tysiąca fanów, jeśli każdy z nich, tygodniowo przeleje 2 złote na pomoc potrzebującym, to tygodniowo zbiera się tego 5K a po miesiącu jest tego 20 tysięcy.
Wiesz ilu osobom można pomóc taka kwotą?
A wiesz ilu jest blogerów z dużo większą ode mnie liczbą fanów?

Maszyna do życia

O tym, jaka jest siła takich pieniędzy, niech świadczy historia, którą w tym roku usłyszałem od wolontariusza Szlachetnej Paczki: Była sobie samotna matka, która nie mogła się podjąć pracy, bo sama wychowywała chore dziecko – nie miała więc pieniędzy na życie, bo nie mogła podjąć pracy – sytuacja totalnie patowa. Potrafiła co prawda szyć, ale nie było jej stać na maszynę (ani na leki dla dziecka). Poprosiła więc, by w paczce ktoś podarował jej maszynę, dzięki której mogłaby dorabiać poprawkami krawieckimi.
I wiesz co się stało, gdy dostała tą maszynę?
Mogąc pracować z domu (i jednocześnie opiekować się dzieckiem) kobita powoli stanęła  na nogi i po roku sama pomagała innym potrzebującym!
Więc teraz pomyśl proszę, że ten twój batonik, te dwa zeta, których nawet nie zauważysz gdy ci z portfela wypadnie, może komuś pomóc wyjść z biedy. Możesz komuś podarować normalne życie (a sobie zaoszczędzić burpeesów na najbliższym treningu).
A to wszystko za dwa złote tygodniowo!

Nie dam na Cwaniaka!

Nie pomagam, bo nie mam pewności, czy moja darowizna nie pójdzie na lewe konta.
Jeśli faktycznie każdą pomoc i zbiórkę postrzegasz jako potencjalne pole do przekrętów to jest mi Cię zwyczajnie szkoda, bo strasznie smutno musi być żyć w przeświadczeniu, że każdy chce Cię wyrolować. Wiem, że świat nie jest różowy, że są cwaniaki i kanciarze, ale nie pomagając nikomu, żeby przypadkiem nie trafić na oszusta sprawiasz, że świat jest jeszcze gorszy, bo cwaniak i tak znajdzie sposób by przycwaniakować a biedni pozostaną biedni. Oczywiście, poczujesz się przy tym lepiej –  bo przecież nie dałeś się nabrać (choć nawet nie wiesz, czy ktoś miał taki zamiar) – ale gdzieś tam po drugiej stronie zostawiasz tą matkę z dzieckiem, która bez maszyny do szycia nie ma szans na powrót do normalności.

Zastanów się też proszę, czy to, że postrzegasz świat jako wrogi i czatujący na to by cię wydymać ,aby na pewno świadczy o tym, że jesteś takim atrakcyjnym celem do wydymania, czy też po prostu traktujesz to jako wymówkę, by nie robić nic.

To się nie śni

Moje marzenie o rodzimym CF community to de facto marzenie o społeczeństwie obywatelskim – zaufaniu, wzajemnej życzliwości, podawaniu sobie ręki, gdy ktoś zaliczy życiowego NoRepa. Dlatego z przyjemnością patrzę na to, co się dzieje przy okazji zbiórki dla Hani Mielec, bo to pokazuje, że nie zatraciliśmy normalnych odruchów, że jest w nas potencjał na coś więcej, niż konsumentów osiemnastej edycji tańca z gwiazdami. Że w czasach atomizacji i mody na egocentryzm są jeszcze ludzie, którzy patrzą dalej, niż poza ekran smartfona.

Ktoś powie, że to naiwne –  że wokół zawiść, afery, umowy śmieciowe i parawany nad Bałtykiem. Zgadza się –  tak jest – ale z drugiej strony zaglądam na konto pomocowe dla Hani i wiesz, co widzę?
Że w czasie pisania tego tekstu wpadło kolejne 500zł.

Jak dla mnie, szklanka jest do połowy pełna 🙂

P.S.
A jakbyś chciał dorzucić swoje dwa zeta – to tu masz skarbonkę.

Reklamy

Artykuł odtworzony z historycznej wersji strony.

(2) Komentarze

  1. Wow, to dopiero odkrycie! Co o tym sądzicie?

  2. Jeśli myślicie, że wiecie wszystko – ten tekst udowodni Wam, że jest jeszcze wiele do odkrycia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *